Nie wiem co się stało, ale prułam, prułam i prułam.
Pewnie gdyby nie te ekscesy, zrobiłabym wczoraj chustę, a tak prułam :/
I zamiast całej , może 1/3 udrutowałam....a siedziałam do 2.30 w nocy.
Nie wiem co na to wpływa, może i moje samopoczucie, a ostatnio kiepskie jest. Piętrzą mi się myśli i w zasadzie nie ubywa ich, a narastają.
Dzisiaj nie poszłam na rehabilitację, bo odczuwam straszny ból nogi. Okazuje się jednak, że z schodzeniem to jednak muszę uważać. Ale mam dość blisko, dlatego zdecydowałam się na piesze eskapady, a tu jednak nie. Nie mogę nadwyrężać kręgosłupa.
Nie mam kasy i jestem w czarnej dupie....nie mam na benzynę, na życie...
Jak to będzie dalej nie wiem....skóra mi cierpnie. Dobrze, że mam druty i moją dłubaninkę, bo już chyba bym w wariatkowie wylądowała, a na pewno trzy depresje zaliczyła. Uważam, że robótki na drutach powinny wejść na salony psychoterapii i nazywać się drutoterapią. Koi nerwy, uspokaja i najważniejsze ręce zajęte.
Chyba zabiorę się za chustę, ale z wielką niechęcią.....zerkam na nią, ona na mnie i NIC. Zero iskrzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz